Po szczycie w Limie – droga do światowego porozumienia nadal wyboista

Po szczycie w Limie – droga do światowego porozumienia nadal wyboista

Po szczycie w Limie – droga do światowego porozumienia nadal wyboista


15 grudnia 2014

Rezultaty 20. Konferencji Stron Konwencji Klimatycznej ONZ nie spełniają oczekiwań społecznych. Nie potwierdzają wyboru bezpieczniejszej dla świata, niskoemisyjnej ścieżki rozwoju. Nie odpowiadają wadze zagrożenia i w zbyt małym stopniu biorą pod uwagę rzeczywiste potrzeby państw najbardziej narażonych na widoczne już i często tragiczne skutki zmian klimatu.

„Po COP20 spodziewaliśmy się więcej, szczególnie po pozytywnych sygnałach płynących z wcześniejszego Szczytu w Nowym Jorku oraz związanych z ostatnimi deklaracjami państw dotyczącymi redukcji emisji i wkładu finansowego do Zielonego Funduszu Klimatycznego” – mówi Urszula Stefanowicz, rzecznik polityczny Koalicji Klimatycznej.

Trwające dwa tygodnie negocjacje klimatyczne w Limie zakończyły się z ponad 30-godzinnym opóźnieniem. Przedłużające się rozmowy to już niemal tradycja corocznych spotkań, wynikająca z trwających do ostatnich godzin sporów.

W kwestii ograniczania emisji CO2 po roku 2020 odnotowano w Limie pewien postęp. Przyjęte decyzje zapewniły podstawowe wytyczne dla państw, które będą przedstawiać swoje wkłady do nowego porozumienia w pierwszej połowie przyszłego roku. Światowi przywódcy potwierdzili również wolę przedstawienia swoich celów w obszarze ograniczania emisji w określonych terminach. Ale samo potwierdzenie woli to za mało.

Niestety, państwa nie będą zobowiązane do uzasadnienia, w jaki sposób podane przez nich cele zmniejszenia emisji CO2 przyczynią się do sprawiedliwej i skutecznej realizacji przyjętego celu globalnego. Nie wykonają także kompleksowej oceny przedstawionych kontrybucji przed szczytem klimatycznym w Paryżu. Zajmie się tym ONZ, które dostarczy własną analizę „łącznego efektu” wszystkich zadeklarowanych przez państwa działań zmniejszenia emisji, do 1 listopada 2015 – na miesiąc przed rozpoczęciem paryskich negocjacji.

– Dzięki temu strony tych skomplikowanych rozmów mają dowiedzieć się przed COP21, czy podane przez nich cele są wystarczające do ograniczenia wzrostu globalnej średniej temperatury do 2°C. Dla państw europejskich, tak samo jak dla innych państw świata, będzie to okazja by ponownie przemyśleć i zwiększyć swój cel redukcyjny. Już teraz jest właściwie pewne, że „łączny efekt” okaże się niewystarczający – powiedział Zbigniew Karaczun, ekspert Koalicji Klimatycznej.

Rozczarowujący jest brak wyraźnych postępów w obszarze wsparcia finansowego dla krajów rozwijających się na dostosowanie do zmian klimatu oraz naprawę zniszczeń spowodowanych gwałtownymi zjawiskami pogodowymi. Pocieszające jest, że udało się zebrać deklaracje wpłat do Zielonego Funduszu Klimatycznego na kwotę 10 mld dolarów. Zdecydowanie mniej korzystny jest natomiast brak wyraźnego stanowiska co do dalszego gromadzenia środków i wskazanie metody dojścia do oczekiwanego przez Fundusz poziomu 100 mld dolarów do 2020 roku. To problem kluczowy dla krajów rozwijających się, które będą przedstawiać deklaracje swoich działań ograniczających emisje nadal nie wiedząc, jakie środki na ten cel będą dla nich dostępne.

Rozczarowanie tych krajów jest tym większe, że tekst decyzji nie wyodrębnia ważnej dla nich kwestii finansowania naprawy zniszczeń spowodowanych gwałtownymi zjawiskami pogodowymi jako oddzielnego elementu porozumienia. Tak zwana „loss&damage” jest ledwie zasygnalizowana w tekście. Walka o finansowanie w tym obszarze na pewno będzie kontynuowana na COP21 w Paryżu.

Niestety nie odnotowano również postępu w kwestii zamknięcia tzw. luki emisyjnej – czyli różnicy między tym, o ile powinny zdaniem naukowców spaść światowe emisje do 2020 roku, a tym, ile państwa rozwinięte są gotowe zrobić w ciągu najbliższych 5 lat. W ten sposób państwa rozwinięte, w tym także europejskie, ponownie pokazały, że ich wcześniejsze obietnice w tym zakresie były obietnicami bez pokrycia. „Dreptanie w miejscu” w tej sprawie zdecydowanie zmniejsza poziom zaufania w negocjacjach i ogranicza szansę na sukces przyszłorocznego COP-u.

W roku poprzedzającym szczyt w COP21 w Paryżu UE powinna podjąć działania zmierzające do likwidacji subsydiów dla paliw kopalnych, osiągnięcia celu ograniczenia zużycia energii o 20% do 2020 roku i przeprowadzenia rzeczywistej głębokiej reformy Systemu Handlu Emisjami (ETS). Tymczasem UE nadal nie jest w stanie ratyfikować przedłużenia Protokołu z Kioto na drugi okres rozliczeniowy. Dzieje się tak częściowo pod wpływem Polski walczącej o utrzymanie nadwyżki uprawnień do emisji.

Budzącą nadzieję okazała się postawa państw Ameryki Łacińskiej podważająca często stosowany paradygmat: „będę ograniczać emisje, gdy wszyscy inni zaczną je ograniczać”. Ich finansowe deklaracje i zobowiązania w obszarze ochrony lasów, w połączeniu z innowacyjnymi propozycjami nowych rozwiązań negocjacyjnych były pokazem dobrego przywództwa.

Pozytywnym sygnałem okazało się również uwzględnienie jako jednej z opcji we wstępnym szkicu paryskiego porozumienia kwestii całkowitego odejścia od paliw kopalnych.

Między Limą a Paryżem negocjatorów czeka jeszcze szereg sesji roboczych. Pierwsza ma się odbyć już w lutym w Genewie. Po zakończonych negocjacjach w Limie widać już, że droga do Paryża nie będzie tak gładka jak tego oczekiwano.