Negocjacje zaczęły się spokojnie, od przemówień powitalnych, wypełnionych raczej kurtuazyjnymi gestami i ogólnikami, niż rzeczywistymi deklaracjami, ale w kolejnych dniach temperatura dyskusji z pewnością wzrośnie. Podczas otwarcia COP18 najmocniejsze stwierdzenia padały z ust przedstawicieli krajów najsłabiej rozwiniętych, najbardziej zagrożonych zmianami klimatu i mających najmniejsze możliwości radzenia sobie z nimi.
Te same kwestie w różnej formie przewijały się przez wiele wypowiedzi. Przede wszystkim konieczność wprowadzenia zmian do Protokołu z Kioto pozwalających na rozpoczęcie drugiego okresu rozliczeniowego z chwilą zakończenia poprzedniego, czyli już od 1 stycznia 2013. Istotne jest także to, jakie będą obowiązywały w kolejnych latach, czy zapewnią skuteczną redukcję emisji... Czy jeśli teraz się to nie uda, będzie można ponieść cele w trakcie drugiego okresu rozliczeniowego. Jak na razie wszystko wskazuje na to, że cele redukcji emisji będą za niskie i w połączeniu z nadmiarem uprawnień do emisji będą oznaczały brak działań za strony krajów rozwiniętych, które wiele lat temu ratyfikowały Protokół z Kioto.
Inne kluczowe zadanie na COP18, to zakończenie pracy w ramach grupy roboczej ds. długoterminowej współpracy w ramach Konwencji, odpowiedzialnego za realizację Bali Action Plan /Planu Działań z Bali/. Czas, by program wsparcia finansowego i technicznego dla krajów rozwijających się, nad którym prace rozpoczęły się w 2007 roku, z etapu planowania przeszedł do realizacji.
Kolejnych tematem często poruszanym w wypowiedziach otwierających COP była konieczność stworzenia precyzyjnego planu pracy nad nowym porozumieniem mającym wejść w życie nie później niż w 2020. Treść porozumienia ma być ustalona do 2015 i ma być zgodna z zasadą wspólnej, ale zróżnicowanej odpowiedzialności. Ma być sprawiedliwa, prawnie wiążąca, obejmować wszystkie kraje i skutecznie redukować emisje.
O szczegółach merytorycznych można pisać długo, ale nie odda to w pełni atmosfery konferencji, dlatego na zakończenie trochę „pierwszych wrażeń”.
Doha to „miasto w budowie” - w znacznie większym stopniu niż Warszawa. Widząc szybkość rozwoju, jego rozmach napędzany środkami ze sprzedaży ropy, ilość dróg bardziej przypominających 3-pasmowe autostrady i samochodów na nich /90% terenowych/, brak transportu publicznego i ruchu pieszego - nie trudno się domyślić przyczyn wysokich emisji na osobę w Katarze. Szczególnie, jeśli doda się do tego potrzebę odsalania wody, co jest procesem wysoce energochłonnym… a wody zużywa się dużo.
Samo centrum konferencyjne jest zbudowane z charakterystycznym rozmachem, nowoczesne, eleganckie i baaardzo duże. Przejście z jednego końca na drugi zajmuje sporo czasu. To oznacza duże ryzyko spóźniania się na spotkania i bolące nogi pod koniec dnia. Już od pierwszego dnia głównym spotkaniom towarzyszą dziesiątki, a nawet setki spotkań roboczych poszczególnych grup uczestniczących w negocjacjach i konferencje prasowe, a także wystawy i side venty – czyli dodatkowe warsztaty i mini-konferencje służące przedstawianiu nowych rozwiązań, czy analizie problemów. Czasami trudno jest wybrać, w czym uczestniczyć, żeby najwięcej się dowiedzieć…
Z pozdrowieniami,
Urszula Stefanowicz
Poniżej parę zdjęć.