– Największe gospodarki świata podejmują kolejne działania na rzecz klimatu, ale wciąż daleko do przełomu potrzebnego, aby skutecznie zapobiec katastrofie klimatycznej. Zadeklarowane cele redukcji emisji doprowadzą do wzrostu globalnej temperatury aż o 2,4 stopnia Celsjusza. To droga wprost ku katastrofie klimatycznej, dlatego konieczne jest zwiększenie ambicji. Jednak kluczowe nie są deklaracje a działania, które zostaną podjęte w przeciągu kolejnej dekady. To one będą decydujące dla naszej przyszłości. Dlatego na uwagę zasługuje fakt, że po raz pierwszy decyzja podsumowująca szczyt klimatyczny mówi wprost o konieczności odejścia od subsydiowania paliw kopalnych oraz choć nie dość zdecydowanie, mówi również o konieczności odchodzenia od węgla. W tym świetle tym bardziej odznacza się postawa polskiego rządu, który na COP26 przyjechał z pustymi rękoma. Rząd podkopał wiarygodność Polski na scenie międzynarodowej podpisując się pod deklaracją zobowiązującą kraje rozwinięte gospodarczo do odejścia od węgla do lat trzydziestych by chwilę później tłumaczyć, że wcale nie zamierzamy tego zrobić przed rokiem 2049. W świetle kryzysu klimatycznego i globalnych starań na rzecz powstrzymania katastrofy klimatycznej polityka polskiego rządu, jest zupełnym nieporozumieniem i niezrozumieniem sytuacji. Jeżeli rządzącym faktycznie zależy na bezpiecznej przyszłości Polek i Polaków to konieczne jest odejście od węgla do 2030 roku i skupienie się na inwestycjach w odnawialne źródła energii – mówi Joanna Flisowska, Greenpeace Polska, ekspertka Koalicji Klimatycznej.
***
– Można by złośliwie powiedzieć, że politycy w dużej mierze nie zawiedli i nadal bawią się z katastrofą klimatyczną w kotka i myszkę. Tylko, że tak naprawdę to jest gra o przetrwanie. Osiągnięto oczywiście pewien postęp, ale w żadnym z kluczowych obszarów nie jest on na miarę wyzwań, wskazań nauki i naszych oczekiwań. Podjęte zobowiązania dotyczące odejścia od węgla, redukcji emisji metanu czy przeciwdziałania wylesianiu nie spowodują ograniczenia wzrostu temperatury poniżej 2 stopni C. A pamiętajmy że jeśli chcemy żeby Ziemia była w miarę przyjazna przyszłym pokoleniom, ten wzrost powinien zostać ograniczony do 1,5 stopnia. Ponadto trzeba również pamiętać, że wiele z podjętych zobowiązań nie ma mocy prawnej i może się okazać, że sygnatariusze zaczną się wycofywać rakiem, czego najlepszym i niechlubnym przykładem jest Polska, która owszem, podpisała zobowiązanie, ale chwilę później ogłosiła, że dalej będziemy fedrować węgiel w latach 40. Czyli propagandowo jesteśmy potęgą gospodarczą, ale jak rządzącym pasuje, to jesteśmy słabo rozwinięci. Niestety w dalszym ciągu kraje najbogatsze i jednocześnie najbardziej odpowiedzialne za katastrofę klimatyczną, nie poczuły się do wypełnienia zobowiązań i należytego wsparcia finansowego i technologicznego krajów najsłabszych i najbiedniejszych, które bez tego nie poradzą sobie z adaptacją i przejściem na zielony, zrównoważony rozwój. Owszem, deklarowane fundusze wzrosły, lecz daleko poniżej oczekiwań i możliwości. Ale czy Glasgow można uznać za całkowitą klęskę? Raczej za brak spektakularnego sukcesu, bowiem trudno było oczekiwać cudów. Są też jednak i pewne pozytywy. Należy do nich na pewno powrót Chin i USA – największych światowych emitentów, do wzajemnej współpracy na rzecz mitygacji, co napawa nadzieją i umiarkowanym optymizmem, że dzięki niej oba kraje szybciej będą redukować emisje i szybciej osiągną neutralność klimatyczną. Docenić też trzeba deklaracje Indii (chociaż należy ubolewać nad wprowadzoną w ostatniej chwili poprawką odnośnie odchodzenia od węgla), mimo,że podana data wybiega daleko poza rok 2050, to jednak pokazuje, że ten gigant gospodarczy zamieszkały przez prawie 1,4 mld ludzi poważnie podchodzi do problemu transformacji energetyki oraz przemysłu i miejmy nadzieję, że uda mu się ten proces znacznie przyspieszyć. Szkoda, że Polska nie wykorzystała okazji, aby w końcu, po raz pierwszy pokazać się na arenie międzynarodowej jako kraj poważnie podchodzący do kryzysu i wskazań nauki. Ale zamiast ogłoszenia odejścia od węgla do 2030 r. czy przyjęcia celu neutralności klimatycznej, mieliśmy puste słowa pana premiera i – jak to określił resort – „wizytę” pani ministry klimatu i środowiska w Glasgow na spotkania ze związkowcami i ministerialnymi młodzieżowymi przybudówkami, które równie dobrze mogłyby się odbyć w Warszawie – zaznacza Krzysztof Jędrzejewski, rzecznik polityczny Koalicji Klimatycznej.
***
– Młodzi ludzie, którzy na ulicach Glasgow wzywali polityków, szczególnie tych reprezentujących bogate państwa rozwinięte, by podjęli odpowiedzialne decyzje, z pewnością są rozczarowani. Tak samo jak rozczarowanie wyrażali dziś na COP26 przedstawiciele krajów wyspiarskich i krajów afrykańskich, gdzie już teraz katastrofalne zjawiska zbierają tragiczne żniwo, pozbawiają ludzi dostępu do wody i do żywności, a często domu, bezpiecznego miejsca do życia. Po raz kolejny zaakceptowali kompromis, w ramach którego muszą polegać na obietnicach i zapowiedziach dalszych prac nad najważniejszymi dla nich tematami. Progresywne propozycje utworzenia odrębnego mechanizmu finansowania strat i szkód zostały zablokowane przez bogate kraje, które nadal nie zrealizowały też wcześniejszych finansowych zobowiązań zapewnienia środków - 100 mld dolarów rocznie - na redukcję emisji i adaptację.
Można powiedzieć, że na COP26 odnotowano pewien postęp. Od strony technicznej widać go w obszarze pracy nad szczegółowymi zasadami wdrażania Porozumienia paryskiego, szczególnie dotyczącymi spójnego raportowania postępów w działaniach państw na rzecz ochrony klimatu. Wiele krajów wzmocniło swoje zobowiązania, padło sporo deklaracji dążenia do zera netto, a w ostatecznej decyzji zaznaczono też konieczność dalszego wzmacniania zobowiązań w 2022 roku.
Jednak deklarowanie osiągnięcia klimatycznej neutralności w perspektywie kilkudziesięciu lat jest jak się zdaje dużo łatwiejsze niż zobowiązanie się do konkretnych działań służących głębokiej redukcji emisji w ciągu obecnej dekady. Jeśli podsumujemy cele krótkoterminowe to świat nadal jest na ścieżce do wzrostu średniej globalnej temperatury o co najmniej 2.4°C (jeśli wszystkie zostaną zrealizowane, a przecież część z nich jest uwarunkowana dostępem do finansowania, którego nadal brakuje). W ocenie szanowanej koalicji zajmującej się analizą celów klimatycznych, Climate Action Tracker, w teorii przedstawione przez 40 krajów cele zero netto obejmują aż 85% globalnych redukcji emisji, ale w praktyce tylko 6% jest objęte konkretnymi planami redukcji. Tymczasem, by w ogóle były szanse na osiągnięcie przez te państwa neutralności we wskazanych terminach, konieczna jest natychmiastowa intensyfikacja działań, przyjęcie i wdrożenie przez nie bardzo konkretnych i bardzo ambitnych planów. To sprawia, że deklaracjom brakuje wiarygodności. Podobnie brakuje jej porozumieniom w sprawie lasów, metanu, węgla czy transportu szumnie ogłaszanym na COP. Brzmią bardzo dobrze, ale zwykle nie są wystarczająco konkretne, nie są poparte przez wszystkich najistotniejszych emitentów i nie zobowiązują popierających je państw i innych podmiotów do żadnej formy rozliczania się z realizacji obietnic. Oczywiście te wszystkie deklaracje mają swoja wagę i mogą przynieść cenne efekty. Jednak jeśli później w praktyce okazuje się, że kraj taki jak Polska, niby deklaruje odejście od węgla, ale nie w tym terminie, który by wynikał z treści deklaracji, to jak mamy wierzyć, że którakolwiek z zapowiedzi będzie faktycznie i w pełni zrealizowana?
Warto szczerze sobie powiedzieć, że nawet mając przekonanie co do szczerości stron negocjacji, jako obywatele musimy patrzeć na ręce rządom wszystkich państw, w tym także Polski. Prawdziwa praca nad zatrzymaniem emisji i dostosowaniem się do zmieniających się warunków zaczyna się po powrocie delegatów do domu. Za każdym razem, kiedy zauważymy brak lub opóźnianie wdrażania istotnych postanowień, brak dążenia do realizacji celów Porozumienia paryskiego, musimy mówić „sprawdzam” – komentuje Urszula Stefanowicz, Polski Klub Ekologiczny Okręg Mazowiecki, ekspertka Koalicji Klimatycznej.
Photo by Markus Spiske on Unsplash